Bristol na weekend

Trudno wyjaśnić, co wyjątkowego jest w Bristolu. Jak każde szanujące się brytyjskie miasto oferuje turystom:

  • ruiny zamku,
  • katedrę,
  • przynajmniej jedną ulicę zabudowaną wiktoriańskimi kamienicami,
  • przynajmniej jedną mumię w miejscowym muzeum.

A jednak jest jest coś, czy może ktoś, kto przyciąga ludzi do Bristolu, bo to stąd pochodzi Banksy, czyli tajemniczy artysta tworzący artystyczne graffiti. Ale nie tylko Banksym Bristol stoi.

Po pierwsze, Bristol leży nad rzeką Avon, niedaleko jej ujścia do Kanału Bristolskiego i dalej – do Oceanu Atlantyckiego. Właśnie z Bristolu można popłynąć w rejs na Maderę czy do południowej Afryki. Przystań znajdująca się prawie w samym centrum nie jest już używana do takich dalekich podróży (port morski jest zlokalizowany na obrzeżach miasta, przy samym ujściu rzeki), ale o historii transatlantyckich wypraw przypomina zadokowany tam SS (Steamship – statek parowy) Great Britain.

Great Britain kursowała w XVIII wieku po całym świecie, aż w końcu w 1881 roku trafiła na Falklandy, gdzie służyła za pływający magazyn, aż do 1937, kiedy została zatopiona. W roku 1970 Sir Jack Arnold Hayward zapłacił za odnowienie i sprowadzenie statku do Wielkiej Brytanii, gdzie znajduje się do dziś. Tutaj możecie obejrzeć animację opisującą podróż SS Great Britain z Falklandów do Bristolu:

Od 2005 roku statek służy jako atrakcja turystyczna. Chętni mogą zwiedzać pokład, maszynownie, kuchnie, ładownie oraz kajuty pasażerów. Ale nie tylko SS Great Britain przyciąga turystów.

W przystani, wzdłuż kanału znajdują się oczywiście liczne bary i kawiarnie, atrakcje edukacyjne, takie jak Akwarium czy We The Curious, oraz instytucje kulturalne, np. centrum sztuki współczesnej Arnolfini. W dodatku zamiast spaceru można wybrać przejażdżkę kolejką parową.

My zdecydowaliśmy się na M Shed (wstęp darmowy), które jest właściwie czymś w rodzaju muzeum historii miasta. Ekspozycja jest podzielona na trzy główne części: Miejsca, Ludzie, Życie, i prezentuje nie tylko przeszłość, ale i teraźniejszość Bristolu. Miejsce jest bardzo przyjazne dzieciom (znów miałam wrażenie, że małoletnich było tam przynajmniej tyle, co dorosłych), wystawy mają sporo elementów interaktywnych (szczególnie w części poświęconej transportowi), a do tego mały plac zabaw i kawiarnia.

Naszym zdaniem warto odwiedzić M Shed właśnie dla stałej ekspozycji, ale oprócz tego organizowane są tutaj wystawy czasowe (obecnie rysunki Leonardo da Vinci), można tu zobaczyć też jedną z prac Banksy’ego („Ponury Żniwiarz” namalowany 12 lat temu na burcie statku), a z dachu budynku można podziwiać panoramę miasta.

Wracając do street artu – Bristol skutecznie wykorzystuje jego potencjał i legendę Banksy’ego, żeby przyciągnąć turystów. Kulminacją
zainteresowania street artem był upfest – największy europejski festiwal sztuki ulicznej, który w zeszłym roku przyciągnął ponad 300 artystów z całego świata. Sukces tego wydarzenia był tak ogromny, że przytłoczył organizatorów i w tym roku… wydarzenie się nie odbędzie.

Paradoks? Być może, ale organizatorzy postanowili zrobić sobie przerwę i zwyczajnie – odpocząć. Jak to często bywa w przypadku takich przedsięwzięć, sukces jest okupiony ciężką (i nie zawsze dobrze płatną) pracą pasjonatów.

Tak czy inaczej, mieliśmy to szczęście, że znaleźliśmy nocleg właśnie w dzielnicy, w której odbywał się upfest. Choć większość prac została namalowana na tymczasowych ścianach, ok. 80 wciąż można oglądać na North Street. Spędziliśmy jakąś godzinę spacerując (w dość silnym wietrze) tą jedną ulicą i Marcin praktycznie cały czas robił zdjęcia. Jeśli ktoś jest zainteresowany street artem, koniecznie musi zaplanować wizytę w tej dzielnicy Bristolu.

Na sam koniec zostawiliśmy późnośredniowieczną część miasta, Bristol Museum & Art Gallery, które okazało się połączeniem muzeum historii naturalnej, z muzeum archeologicznym oraz galerią sztuki, oraz park, którym znajduje się nietypowa instalacja artystyczna. Hollow, bo o niej mowa, to konstrukcja zbudowana z kawałków pochodzących z 10 tysięcy drzew. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że żaden z kawałek nie pochodzi z tego samego gatunku. Nie muszę chyba dodawać, że są tam reprezentanci niemal każdego kraju naszej planety.

W Bristolu spędziliśmy tylko dwa dni i właściwie organizowaliśmy wyjazd w ciągu kilku dni, więc ceny biletów i noclegu nie są optymalne. W efekcie budżet wygląda tak (ceny w funtach):

  • bilety autobusowe w obie strony: 43,80
  • nocleg: 53,29
  • zakupy spożywcze: 17,95
  • jedzenie „na mieście”: 26,85

Łącznie: 141,89, czyli ok. 29 funtów na osobę za dzień (Zyzia liczymy jako „pół” osoby).

Jedna uwaga do wpisu “Bristol na weekend

Dodaj komentarz