Spełniło się nasze marzenie sprzed dwóch lat – wróciliśmy w Gorce zimą. Ale tym razem samochodem, z dwójką dzieci i bez plecaków trekkingowych.
Spędziliśmy tydzień przy północnej granicy Gorczańskiego Parku Narodowego, w uroczym Gorczańskim Domku (serdecznie polecamy!), trafiliśmy na fajną pogodę i przetestowaliśmy chyba nieco więcej typów aktywności niż w przypadku naszego poprzedniego wyjazdu. Tym razem planowaliśmy wszystko z dnia na dzień, nie zarezerwowaliśmy też żadnego sprzętu. I nawet nieźle wszystko się udało.
Co w takim razie można robić na zimowym wyjeździe z dwójką dzieci o zupełnie różnych możliwościach (roczniak i trzyipółlatek)?
- spacery z sankami – my używaliśmy starych drewnianych, dość długich, ale ulepszonych oparciem (ok. 40 zł, zapytajcie wujka googla) przymocowanym zwykłymi opaskami zaciskowymi. W takim układzie młodszy siedzi bezpiecznie, a starszy dodatkowo chroni go z przodu. Oparcie można dodatkowo wymościć np. kocykiem. Nasz Stefan w sankach od razu popadał w stan odrętwienia i wyglądał, jakby robił drzemkę z otwartymi oczami. Tak czy inaczej chłopcy potrafią wytrzymać w takim układzie przynajmniej godzinę;
- narty z sankami – to był układ, którego trochę się bałam, ale wypożyczyliśmy backcountry, zamiast klasycznych biegówek, a sanki przymocowaliśmy patentem podpatrzonym w „Sztuce zimowej wędrówce” (choć zamiast rurek PCV użyliśmy po prostu pożyczonych kijów od biegówek). Na próbę wybraliśmy względnie płaski kawałek niebieskiego szlaku spod stacji KL Tobołów w stronę Turbacza. Całość sprawdziła się naprawdę dobrze, ale opady mokrego śniegu bardzo szybko przemoczyły wierzchnie warstwy ubrań chłopców i stwierdziliśmy, że godzina takiego spaceru im wystarczy.
Oczywiście normalnie używa się dziecięcych przyczepek na płozach (są nawet przyczepki rowerowe, którym koła można zamienić na płozy), ale akurat w wypożyczalni nie było żadnej wolnej. Myślę, że za rok wypróbujemy rozwiązanie z przyczepką; - gry i zabawy w domu – niezależnie od tego, czy nocujecie w domku, hostelu, schronisku czy innym przybytku, warto wziąć garść zabawek i pomysłów na zabawy. Oczywista oczywistość, ale warto ją powtórzyć.
Co może robić starszak podczas drzemki młodszego?
- zjeżdżać na sankach/na liściu/jak-zwał-tak-zwał – warto poszukać jakiejś porządnej górki, w Koninkach jest akurat ogólnodostępna górka obok oślej łączki i Zyziowi bardzo podobało się zjeżdżanie w tym miejscu (ciocia i wujek również polecają 🙂 );
- zjeżdżać na zjazdówkach – początkowo Zyzio powiedział nam, że boi się, że spadnie (czyli że się przewróci), ale potem stwierdził, że chce spróbować. Zapisaliśmy go na prawie godzinną lekcję z instruktorem i był zachwycony! Ponoć całkiem dobrze mu też szło, więc w przyszłym roku chcemy się zastanowić nad jakimś kursem;
- bawić się na placu zabaw oraz lepić bałwana – śnieg nie przeszkadza zjeżdżać ze zjeżdżalni, huśtać się na huśtawce czy kręcić na karuzeli, ale jeśli chodzi o bałwana czy igloo, potrzebne są dobre warunki. My przez pierwszą połowę wyjazdu mieliśmy dość niskie temperatury i suchy, sypki śnieg, ale w połowie tygodnia to się zmieniło i mogliśmy ulepić śniegowego pana.
A dla rodziców?
- trekking – to był bardziej spacer niż trekking, ale udało mi się sprawdzić szlak zielony z Koninek na Tobołów i było warto,
- biegówki – udało nam się wyskoczyć na kilka godzin bez dzieciaków (dziękujemy cioci Kindze i Indze!) i podjechać kolejką linową na Tobołów. Doszliśmy do obserwatorium astronomicznego na Suchorze i tam rozdzieliliśmy się – ja wróciłam do domku, żeby zdążyć przed zachodem słońca, a chłopcy pojechali do Schroniska Stare Wierchy. Chociaż Gorczański Park Narodowy nie utrzymuje szlaków biegówkowych, to większość trasy jest łatwoprzejezdna, a z polan zazwyczaj roztaczają się piękne widoki (w przeciwieństwie do zalesionych szczytów);
- sauna – nie jestem fanką, więc w drodze kompromisu posiedzieliśmy 15 minut w 60 stopniach. Przepraszam wszystkich znawców suchych kąpieli!
Okazuje się, że po naszym wypadzie z 2019 odstraszyliśmy niektórych znajomych, ale jak widać, ten wyjazd spokojnie dało się dopasować zarówno do potrzeb tych, którzy lubią domowe zacisze, jak i tych, którzy chcą się wyszaleć.
Koszty:
- domek: 1940 zł za 7 nocy 3,5 osoby 😉
- jedzenie: 120 zł
- narty backcountry: 400 zł za 4 dni za dwa komplety
- lekcja zjazdówek: 120 zł (w tym sprzęt i karnet na stok)
- benzyna: 200 zł
Łącznie: 2780 zł za tydzień dla czteroosobowej rodziny.
PS. My sami nie korzystaliśmy, ale część naszej ekipy (skład się zmieniał od 8 dorosłych i 2 dzieci, do 6 dorosłych i 3 dzieci) zjeżdżała na stoku w Koninkach i Kasinie Wielkiej, zarówno na nartach jak i na desce. Bodaj jedyną zaletą Koninek była ich bliskość, ale jeśli komuś chce się podjechać pół godziny samochodem, to w Kasinie na pewno się nie zawiedzie. W zasięgu krótkiej wycieczki samochodowej z Koninek jest również Beskid Mały i szlaki wokół… Mogielicy, na którą wchodziliśmy latem. 🙂